Drapie?ca
Шрифт:
Wcze'sniej – p'o'zniej, grunt, ze nie musialem wywaza'c drzwi. Niech sobie stoja. Z drugiej strony jest inne wyj'scie. I tam w og'ole nie trzeba niczego rozbija'c. Piwnica byla tu stosunkowo malo zagracona, 'swiatlo przenikalo przez okienka, wiec do's'c szybko przedarlem sie przez waskie pomieszczenia.
I czego my tu potrzebujemy? O jest – w 'scianie wida'c metalowa szafke. Na pierwszy rzut oka rzecz w tym miejscu zwyczajna i oczywista. I w sumie tak wla'snie jest – tkwi w tym murze od niepamietnych czas'ow. Jednak, o ile wcze'sniej, nie wiadomo juz przy kt'orej wladzy, byla to zwykla skrzynka telekomunikacyjna, to teraz… No tak, teraz to przestarzala zwykla skrzynka telekomunikacyjna. Kiedy's tak je montowali. Potem przenie'sli lacza na zewnatrz, zeby ulatwi'c dostep obsludze, a dokladniej postawili nowe skrzynki, bardziej nowoczesne. A ta po prostu zostala. A po uplywie pewnego czasu jacy's madrale zaczeli wykorzystywa'c ja do nielegalnego podlaczania sie do linii telefonicznych. Przewod'ow, kt'ore tedy szly, nie nie odlaczono calkowicie, bo wymagalo to jakich's tam rob'ot montazowych… A w budynku mie'scilo sie duzo najrozmaitszych firm, kt'ore noca w wiekszo'sci byly nieczynne. I to ich numer'ow uzywano do „nieoficjalnego” uzytkowania internetu. M'owiac ja'sniej, korzystali z nich hakerzy, przesiadujacy w tym wla'snie pomieszczeniu, do kt'orego tak bardzo chcialem sie dosta'c. Nawiasem, wtedy tych „przodownik'ow internetu” nazywali zupelnie inaczej.
Czasy sie zmienialy, ludzie poro'sli w pi'orka, zarobili troche grosza i stopniowo porzucali stare zajecie. Stalo sie troche niebezpieczne: pa'nstwo zaczelo robi'c jakie's nieprzyjemne aluzje. Ferajna siedzaca za 'sciana zajela sie bardziej pozyteczna i dochodowa dzialalno'scia – transakcjami. Jasna sprawa, ze nikt tu kasy nie przywozil i nie trzymal. Tu produkowano firmy-krzaki. Hurtowo i z niemalym entuzjazmem. Tarkowski urzad celny byl w stanie przelkna'c dowolna ilo's'c lewizny.
A szafka z przewodami zostala. I nikt, nawet zasiedziali pracownicy, nie podejrzewal, ze od kolejnej piwnicy oddziela ich tylko blaszany tyl starej skrzynki telekomunikacyjnej. Ja wiedzialem, bo sam kiedy's ciagnalem te przewody, a raczej pomagalem – az tak wielkim specem to ja nie bylem. Tia… jakich to ja chaltur wtedy nie bralem, nawet jako fizyczny niewykwalifikowany pr'obowalem dorabia'c. A juz ile wszelkiego sprzetu ponaprawialem, polutowalem, to trudno sobie wyobrazi'c! Ze tez wcze'sniej sobie o tym nie przypomnialem!
Przej'scie przez skrzynke, jak nietrudno zgadna'c, prowadzilo do skladziku. Kiedy juz sie w nim znalazlem do's'c dlugo otrzepywalem sie z kurzu i rozmaitego 'smiecia wypelniajacego byla centralke. Na przyszlo's'c trzeba sie zastanowi'c, jak ten syf oczy'sci'c.
W biurze panowaly ciemno'sci – tu tez nie bylo pradu. W og'ole to dziwne… mam wrazenie, ze prad wylaczaja jako's tak wybi'orczo. Nic to, na razie z okien pada wystarczajaco duzo 'swiatla, zeby jako tako sie zorientowa'c.
Do pomieszczenia manager'ow nie zajrzalem. Po prostu nie widzialem szans na znalezienie tam czego's ciekawego. Ludzie zmieniali sie tu na tyle czesto, ze malo komu udalo sie udomowi'c stanowisko pracy. Za to poszperanie w pokojach kierownictwa, gdzie bywalem po starej znajomo'sci, zdecydowanie mialo sens.
Stoje w progu gabinetu Witki i sie rozgladam, zdezorientowany. Wyglada, jakby popracowal tu OMON albo inny OMSN[3], a na koniec wpadl z wizyta urzad podatkowy. I o ile ci pierwsi po prostu szukali dokument'ow, to podatkowi, z braku takowych, zwyczajnie wynie'sli wszystko, co mialo cho'cby najmniejsza warto's'c i dalo sie jako's uplynni'c. Pootwierane szafy, wywalone na podloge szuflady i rozwarte drzwi sejfu jaskrawo m'owily o tym, ze opuszczali biuro nie tyle szybko, ile w niewyobrazalnym poplochu. Hm, przyznam, ze spodziewalem sie zasta'c ciut inny obrazek.
Szybko przeszukuje pok'oj, ale opr'ocz kilku paczek papieros'ow i porozrzucanych wszedzie papier'ow znajduje tylko niezaczeta butelke w'odki. I tyle. No dobrze, przeciez Witka sam tu nie siedzial, sa inne gabinety. I byly. I nie bardzo r'oznily sie od tego. Tyle ze panowal tam mniejszy bajzel.
Odkopalem otwarte pudelka cukierk'ow, napoczete butelki koniaku i dwie puszki piwa. I takie tam niepowazne drobiazgi. Na wieszaku odkrylem torbe z laptopem. Do's'c starym, ale na pierwszy rzut oka dzialajacym. Cho'c, poziom naladowania baterii byl kiep'sciutki. Szlag, to co, wychodzi na to, ze sie tu na pr'ozno pchalem?
Witia lubil sobie dogadza'c i na jako takie zapasy mozna bylo bezwzglednie liczy'c. A tu porazka! Plunalem na wszystko i ruszylem do pokoju manager'ow, tam pokopie.
Moglem sobie darowa'c. Wracam do gabinetu szefa i rozwalam sie w eleganckim fotelu. Co's tu jednak ocalalo. Lyk koniaku, dwa cukierki i ponury nastr'oj troche odpu'scil.
Szlag… I co my mamy w aktywach? Na tych zapasach przezyje jakie's dwa, trzy dni. To plus. Mam dach nad glowa, to tez nie'zle. Mocno watpie, zeby w najblizszym czasie kto's chcial sie tu wlamywa'c. Trzeba bedzie przytarga'c r'ozne 'smieci i zawali'c nimi drzwi wej'sciowe – i tak nie bede z nich korzysta'c. Przez skrzynke spokojniej.
Chwila! Skacze na r'owne nogi. Pok'oj wypoczynkowy. Byl przeciez! Wcze'sniej stal tam serwer, potem, kiedy te wszystkie hakerskie numerki sie zako'nczyly, Witka zataszczyl do tego pomieszczenia seksodrom. Jak takie l'ozko przelazlo przez drzwi? Jak nic w cze'sciach zanosili. Drzwi… gdzie's tu powinny by'c. Znalazlem je do's'c szybko, znacznie wiecej czasu zajelo mi zrozumienie, jak sie otwieraja. Rozwala'c ich nie chcialem, moga sie przyda'c. W ko'ncu regal drgnal i bezd'zwiecznie obr'ocil sie na zawiasach. Aha.
Tak, seksodrom jest. I to normalnie odlotowy (ech, wzia'c by tu teraz tamta dziewczyne)! Byl takze stosik 'swiezej po'scieli i kilka paczek prezerwatyw. O, to zaprawde towar pierwszej potrzeby! Gdzie sa te baby… No, u Makara to na pewno. Widzialem kolyszace sie na sznurku staniki i inne takie… hmm… bieli'zniane detale. Jako's watpie, ze ludzie Makara nosza podobne rzeczy. Tylko, co mi z tego?
Luksusowa plazma na p'ol 'sciany, natrysk (bez wody) w skladziku – i finito. Wiecej nic, je'sli nie liczy'c r'oznych tam zeli i golarki z zestawem zapasowych ostrzy. No i dobrze, przynajmniej morde ogole, bo zaroslem jak dzikus. A z myciem teraz, ze trudno gorzej – wody przeciez brak! Nawet do kibla trzeba wychodzi'c na dw'or. Inaczej szybko sie udusze.
Podsumujmy: mam teraz dobrze zamaskowana mete, eleganckie loze z pewnym zapasem po'scieli, golarke, r'ozne tam zele intymne i tyle. A tak! Sa jeszcze prezerwatywy! Francuskie, drogi towar! Tylko komu by to opchna'c…
Zaraz! Opchna'c! Co's mi za'switalo. Nie, nie w sensie wycieczki z tym towarem do Francji (cho'c z takiej mozliwo'sci wcze'sniej tez bym nie zrezygnowal!), tylko co's bardziej realnego.
Idac po ulicach z brygada rozpruwaczy widzialem spladrowane sklepy. I jeszcze wtedy zakielkowalo we mnie pewne podejrzenie na ten temat – co's za szybko udalo sie wykreci'c takie numery!
Ile czasu przesiedzieli'smy za miastem, wykonujac pilna prace? Bez zadnego kontaktu ze 'swiatem zewnetrznym – prawie dwa tygodnie. I co, w tym czasie wszyscy skapneli sie, ze trzeba zwiewa'c z miasta?
Zdecydowanie nie we wszystkich mieszkaniach, kt'ore pruli'smy, byly 'slady pospiesznego pakowania. Czyli, ludzi wywie'zli. I to najprawdopodobniej w spos'ob mniej wiecej zorganizowany. A gdzie sie podziala policja? Wla'snie, dobre pytanie.
Tak, sklepy rozgrabili. Oczywiste, ze zrobili to, kiedy policja nie mogla juz temu przeszkodzi'c. Znaczy, nie w czasie ewakuacji. Wtedy, wrecz przeciwnie, wszyscy str'oze porzadku powinni mie'c oczy dookola glowy. Lad publiczny, jak to m'owia, podtrzymywa'c.